wtorek, 3 listopada 2009

Pierwszy śnieg

Jest 06:08. Dzisiaj nie spałam całą noc i za chwilę zacznę poranny rozruch przed pójściem do szkoły. 

Umieszczam udokumentowany na zdjęciach z przed chwili, pierwszy w tym roku szkolnym śnieg;]  
Okey sentymenty na bok, jakie ja buty założę ? I którą kurtkę? fuck!!!

Kawa, buty i sen o Paryżu..

Radość, może z powodu przesłodzonej małej czarnej?albo równie przesłodzonej dużej białej? A może dlatego, że założyłam do mojej konserwatywnej szkoły ulubione buty? Może wszystko po trochu...Radość nie świadczy o tym, że moje miasto stało się lepsze. Dzisiaj i tak nie było mnie w nim, dzisiaj siedział myślami pod wierzą Eiffla, piłam wino w towarzystwie wyimaginowanego, przystojnego 
francuza. I Młoda, która też z nami była choć była też w szkole oraz spalonych papierosów rzeka, która byłaby gdyby była, szersza od Sekwany. Całe tygodnie w Paryżu choć trwało to tylko dwa kwadranse.
I jedyne co było realne to obecność moich butów chodź ubolewam, że im także nie udało się przenieść tam 
gdzie dusza wołała. Moje miasto nie dorosło do nas..   
*Wszechmocny Blaze sprawił, że pin up girl zjawiła się u góry;p Za co bardzo dziękuję:*



ta piosenka... piękne platformy...

czwartek, 29 października 2009

ostatnie agonalne podrygi

Przychodzi czas kiedy już nic i nikt.
Mój świat małych możliwości i ta cholerna nuda! To miasto mnie wykończy.
Czuje jak coraz bardziej wciąga mnie to gówno. I tylko nie głaszczcie mnie, moje dzieci popu słowami ''to nic, to minie''. Wszyscy popierdoleńcy, którzy myślą, że znają receptę. Nie rozumieją, że ja mam potrzeby, pytają czemu czytam książkę albo skąd wiem kto to Weiss.
I przychodzi taki czas kiedy na dokładkę pani katechetka komentuje to czy tamto z tym paskudnym grymasem. Uważa, że jesteśmy niedoskonali i cały czas to nam wypomina.
W imię boga? Ciekawi mnie czy jest tak samo przekonana o swojej marności...
Nie ma znaczenia już nic, bo dla mnie nie ma ludzi, nie ma muzyki, nie ma sztuki, fascynacji,
masturbacji-umarłam...


sobota, 24 października 2009

Weekend=odpoczynek, którym się maltretuję

Gotowa do wyjścia w Piątkowy wieczór.
Poważnie myślałam żeby zostać w domu ale ostatecznie wybrałam pub. W zeszłym tygodniu dałabym się pociąć za jakąkolwiek formę spędzenia czasu ze znajomymi ale niestety każdy miał już plany i nie dało się w nich uczestniczyć.Wczoraj, po jednej zmianie lokalu miejsce ostatecznego zgonu z nudów okazało się kolebką mojego złego nastroju i niepotrzebnej irytacji, którą mogłam innym, również znudzonym doszczętnie popsuć humor.
O ile moją towarzyszkę czekała jeszcze szansa na udany wieczór, mnie pozostało bulwersować (jakby było czym) przechodniów kiedy wracałam do domu w umyślnie podartych pończochach.

W sobotę, zrażona poprzednim wieczorem chciałam zostać w domu, powertować Vogue'i pijąc zielona herbatkę. Jednak Fortuna miała inne plany wobec mojego marnego żywota. Pokusiło mnie żeby u schyłku przedostatniego dnia tygodnia spotkać się z panem M. , z którym to pewnie także za sprawą losu, wcześniej jakoś nie było mi dane gdzieś wyskoczyć.
Poczułam się urażona. Jak twierdze mam świetne wyczucie czy coś się szykuje między dwojgiem ludzi czy nie. No i tym razem nie zawiodło mnie przeczucie. Panu M. spodobała się moja przyjaciółka, przynajmniej bardziej niż ja...
W dodatku nienawidzę niedziel! W moim małym miasteczku są one bardzo nudne. Aby umilić sobie czas i nadrobić zaległości z tygodnia, w którym nie mam na to czasu, idę do Empiku. Pokrzepienie dla duszy i świątynia w której znajduję się co miesiąc nowy tom mojej biblii -"VOGUE" .

czwartek, 22 października 2009

Dleczego tak już jest?

Pani Mucha... O co jej właściwie chodzi, udziela się gdzie może i pokazuje pazurki... Tak jej się wydaje a w rzeczywistości jawi mi się jako pretensjonalna i bezczelna. W roli w serialu M jak miłość wydawała się niedouczoną aktorsko mychą (żeby nie powiedzieć muchą) a tu wylazło wszystko nagle, wraz z niezgrabną pupą i wulgarnymi pozami w Tańcu z gwiazdami, jak się domyślam bo nie oglądam tego chłamu. Piszę o tej mało w moim życiu znaczącej aktoreczce bo zbulwersował mnie materiał zawarty na http://www.koktajl24.pl/Anna-Mucha-kalendarz-2010-Anna-Mucha-kalendarz-2010-Anna-Mucha-zdjecia
Nie do końca jestem pewna czy ten kalendarz to prawda?! Absolutnie tandetne i sprytne zagranie. Mam świadomość, że to szum jaki ma ona wywoływać jest motorem do takich poczynań. A szara masa łyka muchę w każdej postaci...
Tu Mucha zlizuje kawior- moim zdaniem najlepsze z tych zdjęć.

Tu proszę: krótkie, grubawe nóżki i wicie się na tancerzu.

Oraz Mucha dla Playboya, cała prawda...
Ładne buty...


poniedziałek, 19 października 2009

Wszędobylskie, włochate cipy...

Zacznijmy od przedstawienia sytuacji. Nastąpił powrót włosów łonowych na salony jakimi nie wątpliwie są stronnice włoskiego Vogue'a. Stały się one wszedobylskie, niemniej jednak awangardowe. Zastanawia mnie tylko ich fenomen. To tak jak z tgz. rurkami, często nie wiem czy ktoś w dzwonach lub szwedach już wyrósł z rurek czy jeszcze do nich nie dorósł... Nie zdołam policzyć ile sezonów goszczą owe rurki w sercach fashionistów i populacji pop, zapewne ładnych parę lat. I w związku z tym pada tu moje pytanie jak to z tymi włosami właściwie jest? W mojej mentalności ich pojawienie się od razu związane było z potrzebą ich usunięcia. Takie treści gdzieś mi nieświadomie przemycono. Nigdy nie szłam na kompromisy, goliłam wszystko żadnych pasków ani wzorów. W filmie "Marzyciele" Bernardo Bertolucciego , który to uważam za absolutnie genialny pojawia się wątek, który sugeruje że w '69 roku we Francji nie w głowie było im golenie a nawet uważane było za chęć ucieczki przed dorosłości.
Kiedy jednak zobaczyłam w lipcowym, włoskim Vogue sesję "Women of a Singular BEAUTY" z K.McMenamy , w której to ujawnia swój "paseczek" doznałam szoku i uznałam za nowe odkrycie
tego co stare i pierwotne.
Zdaje się (bo nie mogę doszukać się daty) , że tego samego miesiąca paseczek stał się czymś kultowym dla niszowej gazety A4. Sesja THE DAY AFTER swoją drogą bardzo seksowa, działająca na zmysły, ukazuje na jednej z fotografii schowany paseczek pod koronkowymi majtkami.

To na prawdę dało mi do myślenia... Czy powinnam też sobie taki sprawić? Próbowałam, niedługo wytrzymałam może to nawyk a może kwestia czego innego.
I mogłabym powiedzieć, że dziś kiedy sesje staja się bardziej ubrane z racji pory roku i mogłabym całkowicie o tym dylemacie zapomnieć przypomniała go "Arvida". Uważam ją za bardzo zdolna i choć to tylko przypuszczenia, umysłowo atrakcyjną dziewczynę. Szanuje ją za to co widzę na jej blogu, za to jaki obraz siebie przedstawia. I zaglądam dzisiaj i - "No. I don't shave"

(http://arvidabystrom.blogspot.com/2009/10/no-i-dont-shave.html)
i znów pojawił się problem. Czy to jest moda? Sposób myślenia, poglądy? Czy jakaś tajemnicza dla mnie staroświeckość?
Tak to półki co pozostanie zagadką..

czwartek, 15 października 2009

Znała prawdę...


Niech mi ktoś powie, ze ona nie jest cudowna...